Powrót kierowcy międzynarodowego do domu
16 grudnia 2021
Wielu z nas od lat prowadzi firmy w branży logistycznej. Wielu z nas od lat kupuje i sprzedaje samochody ciężarowe, zatrudnia i zwalnia kierowców, bez których firma transportowa nie mogłaby działać. Od lat jesteśmy odpowiedzialni za przewóz towaru w różnych branżach, za odbiór, przeładunek i dostawę na czas. W transporcie powinno chodzić wszystko, jak w zegarku. Nasz transport ściśle powiązany jest w nierozerwalny łańcuch w całym systemie logistycznym. Każde opóźnienie powoduje kolejne opóźnienia, praca jest dynamiczna i przypieczętowana wysokim poziomem adrenaliny. Pomimo świetnych, dokładnych planów, nigdy nie wiadomo co i kiedy się wydarzy. A wydarza się w najmniej oczekiwanych momentach.
Czy jednak kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jak wygląda powrót do domu kierowcy tira, który jest jednym z najważniejszych trybów całej tej logistycznej machiny?
Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, że kierowca również ma swoich najbliższych, rodzinę, dzieci, przyjaciół, swoje plany, obowiązki, zobowiązania, uroczystości, problemy, radości, zdrowie, po prostu swój czas i swoje życie?
Znalazłam bardzo poruszający materiał na blogu pewnej spedytorki https://instaspedytorka.pl/, poruszający temat powrotu kierowców do domu. Za jej pozwoleniem prezentuję kilka opisanych przez nią przykładów z życia kierowców, z którymi miała okazję pracować. Polecam i życzę dobrej lektury.
„Tato! Wróciłeś!”
Piątek, 21:00. Wchodzisz do domu obładowany torbami z trasy, pustymi słoikami po jedzeniu, brudnymi ciuchami do prania. Przekraczając próg domu słyszysz „Tata! Tata wrócił!” Widzisz dwoje swoich dzieci wybiegających Ci naprzeciw. Za nimi żona, widać zmęczenie na twarzy. Podczas Twojej dwutygodniowej nieobecności 3 razy była z córką u lekarza, codziennie robiła zakupy, chodziła do pracy, prała, prasowała, odrabiała z dziećmi prace domowe, ogarniała całą domową rzeczywistość. Ale poza zmęczeniem widzisz też uśmiech, radość i ulgę, że wróciłeś cały i zdrowy. Że przed Wami kilka fajnych dni. Już w drodze powrotnej zaplanowałeś sobie, że w sobotę zabierasz całą rodzinę na wyjazd za miasto, że dasz żonie odpocząć od domowych obowiązków, a wieczorem posiedzicie przy filmie, czy wyjdziecie do znajomych. Wyjazd masz w poniedziałek po południu, więc będzie trzeba jeszcze ogarnąć pranie, zakupy. Ale nie zrzucasz wszystkiego na żonę. Robicie to razem, sam sobie szykujesz torby, ubrania itp. Te kilka dni mija szybko, ale wiesz, że masz gdzie wracać, wiesz że jest ktoś, kto na Ciebie czeka. Wiesz, że to co robisz ma sens.
„Ojciec przyjechał…”
Znowu piątek wieczór, wchodzisz do domu, rzucasz w kąt torby, nie słychać za bardzo ruchu w domu. Śpią? Syn gra na komputerze, słuchawki na uszach. Córka stuka go w ramię: „Ojciec przyjechał”. Odwrócił się i kiwnął Ci głową. Córka wystrojona wychodzi na miasto. Po 5 minutach już jej nie ma. Żona w pokoju czyta książkę, pomału wstaje, rozpakowuje Twoje torby, wstawia pranie. Rozmowa się nie klei. Idziesz do lodówki po piwo, bo w sumie co tu robić. Siadasz w fotelu, włączasz TV, i tak zasypiasz po kilku browarach. Sobota mija, wieczorem łapiesz się z kumplem w pobliskim barze. Żona coś tam się czepia, ale już bez przesady, co to za problem z kolegą piwo wypić, w końcu nie widziałeś go 3 tygodnie. Niedziela mija na kacu. Żona ogarnęła co prawda torby, spakowała jakieś słoiki, ale jakaś taka chodzi nie w humorze. Wygląda jakby czekała kiedy znowu pojadę. No to jadę, poniedziałek 6:00 rano siedzę już w swojej ciężarówce i ruszam w świat.
„Ja już tak dłużej nie mogę”
Ślub, plany, kredyt, kupno mieszkania, remont. Wszystko się układa. Zarabiam dobrze jeżdżąc dla pobliskiej fabryki okien, co dwa dni jestem w domu. Ale chciałoby się zarobić jeszcze lepiej. Pada propozycja wyjazdów w systemie 3/1, międzynarodówka. Uzgadniam z żoną, że spróbuję, póki nie ma dzieci, więcej zarobię, szybciej spłacimy kredyt. Mija miesiąc, drugi, piąty. Mijają dwa lata. Znajomi i rodzina dopytują o potomstwo. Ale my odwlekamy to w czasie, narazie trzeba trochę zarobić, może niedługo kupić coś swojego, własną ciężarówkę? Żona co prawda coraz wspomina, że chciałaby żebym przestał, żebym znowu jeździł w bliskie trasy, częściej był w domu. Zdarza się że kłócimy się jak jestem w trasie, czasem nie odzywamy się do siebie przez cały tydzień, ale przecież to minie, jeszcze chwila i znowu będę częściej w domu. Piątek, 22:00, wracam. Mieszkanie puste. Żony nie ma. Na stole leży pozew rozwodowy i liścik „Dłużej już tak nie mogę…”.
„Gdzie już jesteś? Wracaj szybko…”
Czwartek, 17:00, 800 km od domu. Dostaję telefon. To żona. Płacze, nie może nic powiedzieć. Zjeżdżam na pas awaryjny, ręce mi się trzęsą, próbuję uspokoić żonę i dowiedzieć się co się stało. W końcu słyszę, ale nie rozumiem.. „Kiedy będziesz, Twój ojciec nie żyje, miał zawał…” Jak to miał zawał, przecież nawet nie był chory na serce, coś się komuś pomyliło. Boże jak ja mam wrócić? Co ja mam zrobić, chce być już w domu, nie mam siły dalej jechać. Nie mam siły wracać. Zostały mi dwie godziny jazdy, ale nie mogę się skupić, nie mogę zebrać myśli. Nie chcę stwarzać niebezpieczeństwa na drodze, więc staje na parkingu i włączam pauzę. Całą noc nie śpię, przede mną jeszcze tyle kilometrów. Cały piątek żona pomaga mamie z organizacją pogrzebu, a mnie nie ma. Jadę, wracam do domu, wracam żeby pożegnać swojego ojca.
Po raz ostatni…
24 lata i 8 tysięcy PL (2 tys. €) co miesiąc
Sobota, 8:00. Wpadam do mieszkania, kupiłem je niedawno, miałem sporo wkładu własnego, trochę pomogli rodzice, więc nie musiałam nawet brać kredytu. Od 3 lat jeżdżę ciężarówką po Europie. Bardzo dobrze zarabiam, ludzie w moim wieku nie mają nawet połowy tego co ja. Stać mnie na markowe ciuchy, fajną osobówkę, imprezy. Wieczorem w planach wypad na weekend ze znajomymi, będzie sporo ludzi, wynajęliśmy super domek. Co prawda z singli będę tylko ja i jeszcze jeden kolega, ale dla mnie to nie problem. Większość moich kolegów albo ma dziewczyny albo nawet już żony. Ja nie potrzebuję dziewczyny na stałe. Jak chce się zabawić, to zawsze się znajdzie jakaś fajna laska na imprezie. Po co mi kłopoty, tęsknota w trasie. Wyjeżdżam z domu w trasę, bez obciążenia psychicznego, bez myślenia, czy będę miał do kogo wracać, bez pretensji, że nie będę na urodzinach u jej mamy. Fakt, że powroty do pustego domu nie zawsze są fajne, ale z drugiej strony jeszcze całe życie przede mną. Dużo już osiągnąłem, mam plany, marzenia, wiem jak je zrealizować. Cieszę się że jeżdżę ciężarówką, w końcu nie każdy w moim wieku ma co miesiąc ósemkę z przodu i wraca do własnego, fajnego mieszkania.
Miejmy zatem więcej zrozumienia i empatii dla kierowcy, w głosie i oczach którego, pojawiają się nerwy i frustracja, gdy nagle okazuje się, że zjazd do domu przesuwa się o dzień czy nawet tydzień.
Dla kierowcy, dla jego rodziny to kwestia organizacji całego weekendu, planów, spotkań, wydarzeń. To nieobecność na urodzinach syna, to spóźnienie na ślub kolegi, to kolejne przekładanie wizyty u lekarza.
źródło, z którego korzystałam: https://instaspedytorka.pl/